Urodził się w 1948 roku. Uczęszczał do Szkoły Podstawowej nr 8 w Lublinie (u zbiegu ulic Lipowej i Skłodowskiej), a następnie rozpoczął ogólnomorski kurs przygotowawczy do Zasadniczej Szkoły Rybołówstwa Morskiego w Świnoujściu. Od 18 roku życia pracował jako kierowca. W 1975 roku zaczął pracować w Lubelskich Zakładach Naprawy Samochodów (LZNS), jako kierowca autobusu. Ożenił się w 1972 roku. Ma trójkę dzieci (najstarszy syn jest prokuratorem prokuratury okręgowej). Był jednym z założycieli komitetu strajkowego w LZNS w lipcu 1980 roku oraz organizacji zakładowej „Solidarności”.
Pan Blajerski tak wspomina dni lipcowego strajku:
To był wyjątkowy czas. Byłem młody, pełen entuzjazmu, gotów do działania. I to działanie podjąłem, razem z innymi. Dlaczego? Ponieważ w tym czasie atmosfera w Polsce była już nie do zniesienia. Wszędzie panoszyło się kłamstwo i obłuda, ludzie mieli dość propagandy sukcesu. Ówczesna władza robiła wszystko, by skłócić ludzi ze sobą, na każdym szczeblu w zakładzie pracy – w zasadzie wszędzie.
Strajki to była konsekwencja oczekiwania, które czuło się już od 1970 roku. Tak naprawdę potrzebny był tylko pretekst do wybuchu gniewu, a młodzieńcze emocje zrobiły resztę.
To był strajk pierwszy w Polsce od wojny, bo te poprzednie wychodziły na ulicę, a tu po raz pierwszy nie wychodzimy na ulicę. Przecież nie mieliśmy żadnego doświadczenia, jak to organizować, czy pisać postulaty. O tym, żeby nie wychodzić na ulicę zadecydowaliśmy ja, Michał Wroński i Marian Fuszara. Można powiedzieć, że z dwóch przyczyn. Pierwsza to ze strachu, że ustawione są karabiny na wiadukcie, a druga, że Komitet Strajkowy, czy protestacyjny na terenie, w dużej grupie ludzi, czuł się bezpiecznie. Właściwie wszyscy zdawaliśmy sobie sprawę, że to my będziemy aresztowani, nie nikt inny. Poza tym nie mieliśmy żadnych kontaktów z innymi zakładami, tylko tyle, że żeśmy wiedzieli co się dzieje w Świdniku. Z tym, że też wiedzieliśmy, że w Świdniku też nie wyszli z zakładu pracy.
Czy się baliśmy? Oczywiście, że tak. Wiedzieliśmy, co się działo w Radomiu, mieliśmy świadomość konsekwencji. Ale z drugiej strony czuliśmy, że tak dalej nie można żyć. Robotnicy słuchali Radia Wolna Europa, były kolportowane niezależne pisma. Przygotowywaliśmy się do rewolucji bez rewolucji. Owszem, nie obyło się bez prowokacji, byli tacy, którzy przestrzegali, straszyli. Ale emocje okazały się silniejsze niż strach.
Dziś mogę powiedzieć, że był to najpiękniejszy okres mojego życia. Nic nie odda tej atmosfery koleżeństwa, jedności.
Pan Blajerski jako delegat reprezentował związkowców z LZNS podczas I Walnego Zebrania Delegatów (WZD) Regionu Środkowo-Wschodniego NSZZ „Solidarność”.
Po wybuchu stanu wojennego w grudniu 1981 roku był w kierownictwie komitetu strajkowego w LZNS. Po rozbiciu strajku został aresztowany (razem z Marianem Fuszarą) i wyrzucony z pracy za „ciężkie naruszenie dekretu Rady Państwa”. Nie powstrzymało go to przed działalnością na rzecz „Solidarności” – był tzw. szefem grupy bieżącej (rozrzucanie ulotek w Lublinie, radio). W latach 90-tych skończył szkołę średnią, a następnie ukończył Wyższą Szkołę Ekonomiczną. W 2000 roku został dyrektorem biura prof. Chrzanowskiego. Następnie powrócił do pracy na Politechnice, gdzie pracuje do dzisiaj na stanowisku samodzielnego starszego referenta.
oprac. A.K.